Niszczycielski huragan w centrum Moskwy

Tornada i trąby powietrzne kojarzą się nam raczej z odległymi Stanami Zjednoczonymi, a w naszych rejonach pojawiają się jedynie niepozorne "trąbki". Niestety nie zawsze tak jest - równie zaskoczeni byli mieszkańcy Moskwy, kiedy 29 czerwca 1904 roku na ich oczach z burzowych chmur zeszło na ziemię potężne tornado i zaczęło pustoszyć stolicę kraju.

#1. Prawdziwe zdjęcie (prawdopodobnie jedyne) moskiewskiego tornada



#2. Ten kościół był jedną z pierwszych ofiar - kompletnie zniszczony dach



#3. Tak po przejściu tornada wyglądała wieś Szagino (dziś dzielnica Moskwy)



#4. Park w dzielnicy Liublino



#5. I pobliski teatr



#6. Stacja kolejowa została zniszczona, a wiatr przewrócił 6 wagonów



#7.



#8.



#9. Burzy towarzyszyło gradobicie z bryłami lodu wielkości gęsich jaj



#10.



#11.



#12. Setki budynków zostało całkowicie zniszczonych



#13.



#14.



#15.



#16.



#17. Mapa pokazuje drogę, jaką przebyła trąba powietrzna

Źródło: http://moya-moskva.livejournal.com/

Wieś Jałówka i zniszczony kościół


Wieś Jałówka i zniszczony kościół


Wiele osób powie, że nie jest to takie do końca opuszczone miejsce. Otóż wygląda to tak, że raz do roku odbywa się tu msza odpustowa na św. Antoniego. Pozostałe 364 dni kościół stoi opustoszały i popada w ruinę, a opowiem wam dlaczego jest to bardzo ważne miejsce w naszej kulturze i historii i powinien ktoś zainteresować się, by chociaż nie zrównał się z ziemią.


Niegdyś Jałówka była dobrze prosperującym miastem. Otrzymała prawa miejskie w 1545 roku. W czasie powstania styczniowego zaś była miejscem zgrupowania polskich powstańców-patriotów. O tym jak dużą miejscowością była Jałówka kiedyś może świadczyć to, że funkcjonowały tutaj dwa kościoły, dwie synagogi i cerkiew. Przed drugą wojną światową mieszkało tutaj 4000 ludzi.


Kościół pw. św. Antoniego rozpoczęto budować w 1910 roku gdy ks. prob. Józef Kartanowicz przejął tę parafię. Ostatecznie kościół poświęcono w roku 1919. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości powstał pewien konflikt, gdyż drugą parafię przemianowaną kiedyś na cerkiew oddano Kościołowi Katolickiemu i tym oto sposobem w Jałówce funkcjonowały dwie parafie. Sytuacja ta zmieniła się gdy w 1944 roku wycofujące się wojska niemieckie wysadziły wieżę kościoła, co doprowadziło do jego całkowitego zniszczenia. Po decyzji władz kurii w 1957 roku o nieodbudowywaniu zniszczonej świątyni miejscowa ludność skupiła się wokół parafii Przemienienia Pańskiego.


Sam kościół św. Antoniego został wybudowany w stylu neogotyckim-nadwiślańskim. Styl ten dominował w końcówce XIX i na początku XX wieku. Jak można się łatwo domyślić jest to okres kwitnącego zaboru naszego kraju. Powszechnym w zaborze rosyjskim był zwyczaj przemieniania kościołów na cerkwie. Postępująca w ten sposób rusyfikacja była nie na rękę mieszkańcom narodowości polskiej. Car oczywiście wydawał pozwolenia na budowę kościołów (oficjalnie bardzo niechętnie), ale miał w tym swój interes. W kwestii ekonomicznej leżało to, by ludzie za własne pieniądze wybudowali kościół, żeby potem niskim kosztem poniesionym przez cara przemienić go w cerkiew.


Styl neogotycki-nadwiślański był czymś co znamy z czasów dzisiejszych, mianowicie obejściem przepisów i problemów w bardzo prosty sposób. Problem wyglądał tak: Każdy kościół przemianowują na cerkiew, wybudujmy więc coś czego się na cerkiew przerobić nie da.
Obliczono więc, że przebudowanie samych wież o strzelistym kształcie na prawosławne kopuły będzie kosztować więcej, niż wybudowanie nowej cerkwi. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i żaden z kościołów wybudowanych w tym stylu nie stał się cerkwią.


Gdy ktoś studiuje urbanistykę albo się tym interesuje to polecam odwiedzić tę miejscowość nie tylko ze względu na kościół, ale też na miejski układ przestrzenny z XVI wieku, który jest dobrze widoczny w obecnej wiosce.



Przetestujmy cierpliwość zaborcy

Skoro wspomniałem już o stylu neogotyckim-nadwiślańskim grzechem byłoby nie wspomnieć o sztandarowym przykładzie z Białegostoku. Opowiedzmy krótko historię naszej katedry.

Kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, rok 1890

Według postanowień traktatu w Tylży z roku 1807 Białystok i okoliczne tereny zostają przejęte przez zabór rosyjski. Jako że było to najdalej wysunięte na zachód miasto w zaborze rosyjskim szybko stało się miejscem emigracji ludności i przemysłu. Zwiększająca się liczba ludzi to także zwiększająca się liczba wiernych. Obecny kościół NMP był o wiele za mały. Parafia posiadała już 12 tysięcy wiernych, a miejsca w kościele było na niecały tysiąc. Złożono więc plany rozbudowy świątyni. W 1896 roku projekt zostaje wysłany do kurii w Wilnie, która następnie wysyła go do gubernatora w Grodnie.

Plan zakładał wybudowanie całkiem nowej świątyni w stylu neogotyckim-nadwiślańskim. Wierni musieli jednak poczekać, gdyż rok później Białystok miał wizytować car Mikołaj II. Przychylił się on do prośby mieszkańców, lecz zgodził się jedynie na lekką rozbudowę istniejącego już kościoła NMP.

Pozwolenie pozwoleniem, ale potrzeby wiernych zaspokoić należy. Ma być dobudówka? No to będzie.


Plany budowy katedry zostały przemianowane i ze starej świątyni usunięto prezbiterium, by w owe miejsce dostawić "dobudówkę". Budowę zakończono w 1905 roku, lecz pełnego poświęcenia dokonano dopiero w 1931 r.

Widok na rynek Kościuszki i kościół Farny, 1942 r.

Słynnej w Białymstoku "Farze" jako jednej z nielicznych budowli udało się przetrwać II WŚ w nienaruszonym stanie. Jak widać na załączonym zdjęciu owej budowli nie dało się w żaden sposób przemianować na cerkiew. Piękny przykład neogotyku. Robi naprawdę niesamowite wrażenie stojąc u jej fundamentów.


Gdy kiedyś przyjedziecie do Białegostoku lub w nim mieszkacie zastanówcie się nad tą historią.
Wielka, okazała i piękna katedra jest przekrętem budowlanym z początku XX w.



Zwariowane historie, w które uwierzyli internauci

Ludzie kochają być robieni w balona. Wiedzą o tym politycy, którzy plują nam w twarz, podczas gdy my udajemy, że deszcz pada; wiedzą to spece od marketingu, stąd wiele kreatywnych kampanii, które oparte są na kłamstwie i manipulacji; wiedzą o tym wydawcy gazet i serwisów internetowych, którzy sprzedają nam kolejne brednie. A my? Łykamy to jak młode pelikany. Takie praktyki w dobie Internetu są na porządku dziennym.

#1. Syrena wyrzucona na brzeg


Z daleka wyglądało to jak rozkładające się zwłoki kobiety - to już widok wystarczająco szokujący. Potem było jeszcze dziwniej. Dopiero z bliska można było bowiem zobaczyć, że to nie takie pierwsze lepsze truchło, ale... syrena.


Nagranie zrealizowane na plaży na Florydzie, opatrzone sensacyjnym tytułem i ze złowieszczą muzyką w tle od początku wyglądało jak bujda na resorach. No i co z tego?


Temat i tak podchwyciło wiele serwisów informacyjnych na świecie, a filmik od debiutu w serwisie YouTube cztery lata temu zanotował już ponad 2 miliony odtworzeń.

#2. Syrena numer dwa


Część z tych, którzy bezrefleksyjnie przyjęli bajer z syreną na słonecznej Florydzie, mogła zabawić się w detektywów, w myśl zasady, że w dobie sieciowych penetratorów każdy może być jak David Caruso z "CSI: Miami". No i co mogli znaleźć? Np. przaśną, swojską syrenę z Bułgarii, która objawiła się światu w 2012 r.

Zdjęcie zostało udostępnione najpierw przez dziennikarza Petara Genczawa, a potem zaczęło żyć własnym życiem. Obok ościstej dziewoi widać na nim niejakiego profesora Dmitrowa. Ale ani rybi ogon, ani naukowiec, który istnieje naprawdę, nie wystąpili na oryginalnym zdjęciu, które zostało poddane wielokrotnej modyfikacji.

#3. Kosmita na Syberii


Sensacyjne nagłówki z gazet, intrygujące zdjęcia obudowane mającą je uwiarygodnić historią i prawdziwe szaleństwo na forach. Tak było w 2011 r., gdy pojawiły się informacje na temat zagadkowej istoty odnalezionej na Syberii.

Trzy lata temu na widok taki miało się natknąć kilku młodych Rosjan z Irkucka, którzy swoje bliskie spotkanie trzeciego stopnia mieli "udokumentować". Obcy z Syberii postawił w stan gotowości nawet rosyjskie władze. Szybko okazało się jednak, że alien nie przybył z odległej galaktyki, ale zrodził się w głowach żartownisiów. Autorzy nagrania podczas przesłuchania zaczęli robić w pory, a potem przyznali stróżom prawa, że ulepili go z chleba i obłożyli skórką od kurczaka.

#4. Gwiezdny przybysz z Chin


Dokładnie tym samym tropem, co rosyjskie młokosy, poszedł też pewien mieszkaniec Chin, który "stworzył" kosmitę znad Rzeki Żółtej. Ale stworzony przez niego obiekt był na pewno trwalszy od tego przygotowanego przez dwóch gagatków z Syberii. Mężczyzna z prowincji Szantung zrobił go z gumy. Dookoła rozpowiadał zaś, że schwytał obcego przy pomocy elektrycznej pułapki.

Internet - a raczej ta naiwna jego część - szybko uwierzył w te rewelacje. Dopiero późniejsze śledztwo, które przeprowadziła policja, wykazało, że chiński rolnik to niezły jajcarz. Wiele osób wciąż jednak wierzyło w jego banialuki. Co ciekawe, niektórzy przyjeżdżali do jego wioski i płacili mu za możliwość obejrzenia kosmity z gumy, który przetrzymywany był w zamrażarce.

#5. Dziewczynka-wąż


Uwierzylibyście w dziewczynkę, która w tak szczególny sposób została doświadczona przez los? W Tajlandii informacja na temat dziecka, które jest pół-człowiekiem i pół-wężem zagościła w wielu serwisach internetowych. W kontekście tej informacji pojawiła się nawet nazwa choroby, na jaką cierpieć miała dziecina - to Serpentosis malianorcis. Dodatkowo w depeszach powoływano się na autorytet lekarzy.

W dobie Photoshopa ludziom powinna włączać się w takich sytuacjach lampka ostrzegawcza. No właśnie - powinna! To dlaczego się nie włączyła? A może wina leży po stronie mądrych żurnalistów, którzy nie zweryfikowali informacji przed podaniem jej do publicznej wiadomości? Cytując asa polskiego dziennikarstwa: "skąd Ci biedni ludzie mają wiedzieć, skoro k***a ja nic z tego nie rozumiem".

#6. Podróżnik w czasie


Czasami ludzie są wprowadzani w błąd przez media, którym wierzą na słowo, a czasami jedni i drudzy sami się wzajemnie nakręcają. Efekt? Powstają legendy miejskie podobne do tej. W 2010 r. kanadyjskie muzeum opublikowało zdjęcie pochodzące z lat 40. ubiegłego wieku. Widać było na nim grupę ludzi, w której jedna z osób wyglądała nieco inaczej. Werdykt internautów? Na starym zdjęciu uwieczniony został podróżnik w czasie.

Tym razem wszystko poszło jednak w drugą stronę. To nie media jako pierwsze zaczęły narzucać ton związany z sugerowaniem, że to podróżnik w czasie, ale internauci. Dopiero potem tym samym tropem poszły redakcje popularnych serwisów, wymyślając chwytliwe nagłówki. A tak w ogóle, dlaczego tajemniczego jegomościa uznano za podróżnika w czasie? Ano dlatego, że miał na sobie t-shirt, rozpinany sweter, a w ręku aparat. Ot, taki hipster sprzed 70 lat.

#7. Wróżka


Dowcip pewnego kawalarza z wyjątkowymi zdolnościami plastycznymi zakończył się nieoczekiwanie. Dan Baines przygotował go w 2007 r., na kilka dni przed Prima Aprilisem. W Internecie zamieścił informację, że to martwa wróżka, która została znaleziona podczas spaceru z psem w angielskim hrabstwie Derbyshire, a niezawodni internauci połknęli haczyk.

Baines tworząc kukłę zadbał o najdrobniejszy szczegół. Okazała się ona do tego stopnia przekonująca, że gdy 1 kwietnia próbował odwołać żart, przyznając się do primaaprilisowego kawału, wiele osób... nie chciało mu uwierzyć. Niektórzy zaczęli go oskarżać o próbę zatajenia prawdy. Potem jeszcze przez długi czas otrzymywał informacje od ludzi, którzy spamowali go wiadomościami o podobnych odkryciach, jakich udało im się dokonać.

#8. Ośmiornica na drzewie


Pieniądze nie rosną na drzewie, a ośmiornice po nich nie chodzą. Czy aby na pewno? W 1998 r. Lyle Zapato umieścił w sieci zdjęcia głowonoga popylającego po konarach. Internetowa brać piała z zachwytu.


Zgodnie z opublikowanymi wówczas informacjami zwierzęta z gatunku Octopus paxarbolis - tak, wymyślono nawet nazwę - mogły żyć zarówno w wodzie, jak i na drzewach. Miejsce ich występowania to Olympic National Forest w stanie Waszyngton. Specjalnie przygotowany serwis internetowy poświęcony bestii szybko zyskał na popularności szczególnie wśród uczniów, którzy nie mieli wątpliwości, że wszystko, co jest w nim napisane, jest prawdą. Ale skoro blond idiotce Jessice Simpson wolno wierzyć, że tuńczyk to "chicken of the sea", to czemu jej młodszym rodakom zabronić wiary w to, że ośmiornica może być zwierzęciem nadrzewnym.

#9. Noworodek jako danie główne


Szok i niedowierzanie! Takie popularne w nagłówkach tabloidów hasła zdominowały komentarze do serii zdjęć z 2001 r. Widać było na nich Azjatę wsuwającego... małe dziecko. Oczywiście w to, że było to dziecko uwierzyli tylko najbardziej naiwni. Tych niestety nie brakowało. "Jak okrutni potrafią być ludzie. Lepiej skończcie jeść, zanim to otworzycie. To, co zaraz zobaczycie, to prawda. Nie przeraźcie się. Na Tajwanie to teraz najbardziej hitowe jedzenie" - brzmiał opis słynnego virala. Można było też w nim przeczytać, że restauracje kupują płody ze szpitali za 50-70 dolarów.

Osoba na zdjęciu nie była jednak w rzeczywistości zwykłym klientem pierwszego lepszego baru na Tajwanie. Był to chiński artysta Zhu Yu, który przygotował performance, podczas którego zajadał się... kaczką z głową lalki.

#10. Olbrzymy


Olbrzymy, giganty - zwał jak zwał - to postacie z bajek, legend, mitów i gier. Każdy o nich słyszał i każdy, przynajmniej w teorii, wie, że są one wytworem ludzkiej wyobraźni. Ale w 2004 r. sporo osób poczuło zakłopotanie. Wszystko przez maila, który trafił do wielu skrzynek i za sprawą wiadomości, które pojawiły się w niektórych serwisach.


Z informacji wynikało, że podczas prac wykopaliskowych, prowadzonych na Pustyni Arabskiej, natrafiono na szczątki ludzkie o ponadprzeciętnych rozmiarach. Według doniesień, na trop gigantów natknąć się miała ekipa Aramco Exploration, której członkowie chętnie fotografowali się na tle wielkich szkieletorów.

Są trzy prawdy - prawda, półprawda i gówno prawda. Wszystko powyżej to gówno prawda. A jaka jest prawda? Ano taka, że zdjęcia rzekomych olbrzymów pochodziły z prowadzonych w Nowym Jorku wykopalisk, a potem trafiły w łapska grafika-łapserdaka, który odpowiednio je spreparował i zamieścił w serwisie, gdzie jemu podobni "fotoszopowi" onaniści jarali się swoimi umiejętnościami. I tyle.

W większości krajów pali się je lub wyrzuca, w Japonii uchodzą za przysmak

Mowa o liściach klonowych, z których w łatwy sposób można przyrządzić sobie chrupiącą przekąskę. Kolejny japoński wymysł, czy naprawdę fajny pomysł na danie?
0

Liście macza się w specjalnym, słodkawym cieście z mąki i wody i smaży na głębokim oleju

Są również inne przepisy - niektóre proponują trzymanie liści przez rok w wodzie z solą
Jeśli przypomnimy sobie o wszystkich dziwnych potrawach jakie jadają Japończycy, przekąska może wydawać się całkiem normalna
Liście podobno smakują jeszcze lepiej, jeśli połączymy je z syropem klonowym
Skusiłbyś się?
Źródło: http://www.boredpanda.com/japanese-fried-maple-leaf-tempura/

Nieprawdopodobne rzeczy wykonane ze złomu

Tajlandzki warsztat Ban Hun Leka to miejsce, w którym z prostego kawałka niepotrzebnego metalu powstają niesamowite rzeźby. Wśród nich zobaczymy Hulka, Jacka Sparrowa i laleczkę Chucky.

Hulk


Inna wersja Hulka

Wall-E

Davy Jones (Piraci z Karaibów)

Minionki

Goryl

Robocop

Owieczki

Dinozaur

Transformers

Laleczka Chucky

Alien

Optimus Prime

Jack Sparrow

Orzeł


Źródło: https://www.facebook.com/BanHunLek
abcs