Ma długość około 9 kilometrów, a największa z jej komór mogłaby pomieścić kilka wieżowców. Choć trudno w to uwierzyć, wietnamska jaskinia Hang Son Doong jeszcze do niedawna była zupełnie nieznana.
Jaskinia znajduje się w wietnamskim Parku Narodowym Phong Nha-Ke Bang, który w 2003 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa przyrodniczego i kulturalnego UNESCO. Odkrył ją w 1991 roku niejaki Ho-Khanh, jednak profesjonalna ekipa zbadała ją dopiero w kwietniu 2009 r. Na czele wyprawy stali wówczas Howard i Deb Limbertowie z Wielkiej Brytanii.
Wcześniej okoliczni mieszkańcy bali się tam wchodzić z powodu dziwnych dźwięków dobywających się ze środka. Samo dojście do jaskini również nie jest łatwe, trzeba poświęcić na to około półtora dnia. Nie obejdzie się też bez użycia sprzętu wspinaczkowego.
Największa z komór rozciąga się na długości około 5 km, ma 150 m szerokości i aż 200 m wysokości (dla porównania Pałac Kultury i Nauki w Warszawie ma 237 metrów).
Kompleks jest tak wielki, że posiada swój własny mikroklimat. Znajdziemy tam podziemny las oraz rzekę o długości 2,5 km. To właśnie ona była odpowiedzialna za dźwięki, które trzymały na dystans okoliczną ludność. Mało tego - występują tam również chmury.
Jak w wielu jaskiniach, można spotkać tu nietoperze, lecz nie są one jedynymi lokatorami tego bajkowego miejsca. Las daje schronienie między innymi małpom i egzotycznym gatunkom ptaków.
Prócz ogromnych głazów w Hang Son Doong znajdziemy też nienaturalnie dużych rozmiarów perły jaskiniowe (formy krasu podziemnego). Osiągają wielkość piłek do baseballa. Perły jaskiniowe najczęściej są rozmiarów ziarnka grochu, niekiedy osiągają obwód owocu wiśni.
Jaskinię można odwiedzić, ale liczba zwiedzających jest mocno ograniczona. W tym roku do jej wnętrza będzie mogło zejść tylko 220 osób. Sama taka wyprawa nie należy też do najtańszych. Firma Oxalis, która je organizuje, życzy sobie za tygodniowy pobyt w największej jaskini świata 3 tys. dolarów.
Ale takie przeżycie jest chyba warte tej ceny.
Źródła: 1, 2, 3, 4
Jaskinia znajduje się w wietnamskim Parku Narodowym Phong Nha-Ke Bang, który w 2003 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa przyrodniczego i kulturalnego UNESCO. Odkrył ją w 1991 roku niejaki Ho-Khanh, jednak profesjonalna ekipa zbadała ją dopiero w kwietniu 2009 r. Na czele wyprawy stali wówczas Howard i Deb Limbertowie z Wielkiej Brytanii.
Wcześniej okoliczni mieszkańcy bali się tam wchodzić z powodu dziwnych dźwięków dobywających się ze środka. Samo dojście do jaskini również nie jest łatwe, trzeba poświęcić na to około półtora dnia. Nie obejdzie się też bez użycia sprzętu wspinaczkowego.
Największa z komór rozciąga się na długości około 5 km, ma 150 m szerokości i aż 200 m wysokości (dla porównania Pałac Kultury i Nauki w Warszawie ma 237 metrów).
Kompleks jest tak wielki, że posiada swój własny mikroklimat. Znajdziemy tam podziemny las oraz rzekę o długości 2,5 km. To właśnie ona była odpowiedzialna za dźwięki, które trzymały na dystans okoliczną ludność. Mało tego - występują tam również chmury.
Jak w wielu jaskiniach, można spotkać tu nietoperze, lecz nie są one jedynymi lokatorami tego bajkowego miejsca. Las daje schronienie między innymi małpom i egzotycznym gatunkom ptaków.
Prócz ogromnych głazów w Hang Son Doong znajdziemy też nienaturalnie dużych rozmiarów perły jaskiniowe (formy krasu podziemnego). Osiągają wielkość piłek do baseballa. Perły jaskiniowe najczęściej są rozmiarów ziarnka grochu, niekiedy osiągają obwód owocu wiśni.
Jaskinię można odwiedzić, ale liczba zwiedzających jest mocno ograniczona. W tym roku do jej wnętrza będzie mogło zejść tylko 220 osób. Sama taka wyprawa nie należy też do najtańszych. Firma Oxalis, która je organizuje, życzy sobie za tygodniowy pobyt w największej jaskini świata 3 tys. dolarów.
Ale takie przeżycie jest chyba warte tej ceny.
Źródła: 1, 2, 3, 4
Prześlij komentarz