L’onda della morte - śmiertelna fala

Wszyscy znają Włochy. Florencja, Rzym, pizza, Neapol, mozzarella, prosciutto itd. Oczywistym jest, że Włosi byli i są zawsze uśmiechnięci, bo dolce vita, sole e la spiaggia. Jednak nie wszystkie karty historii przysparzają dumy i wcale nie trzeba się cofać do czasów wojen.



Nie, nie będzie też o faszyzmie. Ta historia została napisana przez człowieka, a natura dopowiedziała resztę.

Słowo tragedia zawsze już będzie kojarzyć się z datą 9 października 1963...


Godzina 22:39 - Longarone u stóp wąwozu Vajont, 100 km na północ od Wenecji, na pograniczu regionów Friuli i Veneto, jedni siedzą jeszcze w barze i oglądają finał Ligi Mistrzów Real Madrid - Glasgow Rangers, niewiele rodzin może sobie pozwolić na telewizor, inni szykują się po prostu do snu. Wieczór jakich wiele – tak mogłoby się wydawać, ale nim nie będzie, na pewno nie dla mieszkańców Erto, Casso, Longarone, Castellavazzo.

Proboszcz Casso, osady leżącej naprzeciw zbocza góry Monte Toc słyszy hałas i wygląda przez okno. Nie wierzy własnym oczom, widząc jak cały las szerokości ok. 2 km u podnóża góry "zjeżdża" w dół. Po niespełna 20 sekundach 260 milionów metrów sześciennych skał, ziemi i drzew z prędkością 100 km/h uderza w sztuczne jezioro Vajont.

Pierwsza fala utworzona przez osuwisko osiąga 250 m wysokości i wzbijając w powietrze 100-kilogramowe głazy zawisa na moment nad Casso, po czym z impetem uderza w szkołę podstawową. Deszcz skał bombarduje domy dziurawiąc dachy i raniąc wiele osób, woda dopełnia reszty, zabierając wszystko, co znajduje się poniżej szkoły, również drogę. Drugie czoło fali uderza w tym samym momencie w leżącą obok wioskę Erto. Skały tuż przed wioską zmniejszają nieco siłę żywiołu, ale leżące obok mniejsze osady ludzkie nie mają najmniejszych szans - woda i błoto zbiera pierwsze żniwo 347 zabitych.



Trzecia fala kieruje się wprost na zaporę. Ściana wody, przewyższająca wysokość tamy ponad 150 m z łoskotem przewala się przez koronę Vajont, zabierając ze sobą punkt kontrolny i drogę komunikacyjną. Zapora jakimś cudem pozostaje nietknięta, ale teraz niszczycielska siła nie ma na swojej drodze już nic co mogłoby uratować leżące u stóp góry niespodziewające się kataklizmu Longarone i Castellavazzo. Oglądający jeszcze przed chwilą mecz ludzie zostają pozbawieni najpierw prądu. Wychodząc na papierosa w oczekiwaniu na być może rychłą naprawę patrzą w górę w kierunku Vajont. Ktoś zauważa błyski w ciemnościach – pewnie idzie burza, mówi ktoś inny. Nie wiedzą, że woda właśnie zniszczyła linie wysokiego napięcia. 50 milionów metrów sześciennych wody o wysokości już "tylko" 70 m pcha przed sobą ścianę powietrza. Wilgotny wiatr o zapachu ziemi zatyka oddech, a dudnienie nadchodzące z gór nie pozostawia wątpliwości palącym papierosy, że będzie burza.

22:43 nadchodzi woda, 4 minuty od przejścia przez tamę, z prędkością 80 km/h wściekła błotna kipiel zmiata z powierzchni ziemi Longarone i Castellavazzo, wspina się jeszcze na przeciwległe zbocze, aby za chwilę opaść i pozostawić w ciszy całą dolinę...

Nie tylko brak domów i ludzi, fala uderzeniowa o sile dwóch bomb z Hiroszimy wymiotła do gołej skały również całą wegetację.


Z osady Pirago pozostała jedynie dzwonnica. Longarone wraz z otaczającymi frakcjami, liczące ponad 2000 istnień ludzkich, przestało istnieć... w niecałe 5 minut od lawiny.



0:15 nadchodzi pierwsza pomoc z oddalonego o 24 km Pieve di Cadore – 7 batalion "Alpini di Cadore", w przeciągu następnych 2 godzin kolejne oddziały z Belluno, łącznie zmobilizowano 850 jednostek, w tym 271 pojazdów i urządzeń mechanicznych, 3 helikoptery, dźwigi, pompy, piły.


Rozpoczynają się poszukiwania rannych i wydobywanie zwłok z błota, spod skał i rumowisk, wiele ciał trzeba ściągać z drzew. Na miejscu jest policja, straż, lekarze i księża.

5:00, 10 października – Poranek odsłania ogrom zniszczeń, powyginane szyny kolejowe, zwłoki dosłownie wszędzie, zwisające korpusy ludzkie, zmasakrowane przez spadające głazy, porwane przez nurt samochody, maszyny rolnicze. Rozpoczyna się bolesny rytuał identyfikacji. Pośród zawodzenia nielicznych, którzy przeżyli, słychać księży udzielających w naprędce ostatnich sakramentów. Ciała są segregowane i przygotowywane do pochówku. Miejsca na sąsiednich cmentarzach nie wystarczy, trzeba szybko zorganizować nowe.
Radio donosi o kataklizmie wywołanym zniszczeniem tamy.

Nikt w nocy nie patrzył w górę na tamę, wszyscy byli przekonani, że ta runęła, tymczasem...

ZAPORA WCIĄŻ STOI...





Zapora łukowa Vajont, odlana z betonu, to najprawdopodobniej jedna z niewielu rzeczy wykonanych prawidłowo.

Przed jej wybudowaniem oraz po doszło do rozlicznych zaniedbań, naginania faktów oraz oczywiście braku respektu dla natury.

...a więc DLACZEGO? Wróćmy na oś czasu...

1929 r.SADE (Società Adriatica di Elettricità), firma prywatna założona przez hrabiego Giuseppe Volpi, wskazuje dolinę Vajont jako idealne miejsce na wzniesienie zapory, strategicznego elementu w kompleksie hydrogeologicznym w Dolomitach; Hrabia Volpi zdobył majątek na handlu tytoniem, ale jego ambicje polityczne wymagają finansowania, rozpoczynają się prace projektowe; entuzjazm w poszukiwaniu źródeł energii przerywa wojna.

1946 r. – chaos w związku z upadkiem faszyzmu i ucieczka króla Włoch sprzyja pobieżnej analizie projektu i po zatwierdzeniu ministerialnym prezydent Włoch Enrico De Nicola podpisuje zgodę na budowę, rozpoczyna się wykup gruntów i pierwsze protesty mieszkańców, kontrargumenty to oczywiście rozwój regionu – jak zwykle. Kto słuchałby nic nie znaczących opowieści o górze, która wydaje z siebie dziwne odgłosy.

Kto przejmowałby się nazwą, która już sama w sobie coś sugerowała – Monte (góra) Toc, w dialekcie Friuli człon ten oznacza coś, co jest uszkodzone, rozkawałkowane lub wręcz "zgniłe" czy podmokłe – patoc.





1957 – początek prac budowlanych, w międzyczasie SADE występuje o modyfikację projektu, to jest zwiększenie pojemności zbiornika i podwyższenie zapory z 200 m na 260 m, które oczywiście zatwierdzono. Przed końcem 1957 prace ruszają pełną parą, pomimo braku kompletnej analizy hydrogeologicznej.




1959 r. – pierwsza lawina o kubaturze 3 mln m3 schodzi w dolinę zabijając 1 robotnika. W trakcie całej budowy ginie na skutek wypadków łącznie 15 osób. Notatka w gazetach kończy się doniesieniem SADE o rozpowszechnianiu przez dziennikarzy fałszywych i tendencyjnych informacji. Komisja sądowa domaga się szczegółowej relacji technicznej, gdyż zapora jest właściwie gotowa. Geotechnik Leopold Muller przedstawia serię wątpliwości dotyczących stabilności zbocza Monte Toc. Jego opracowanie podkreśla występowanie warstw łupków i gliny w strukturze góry zwiększając drastycznie, w połączeniu z wodą, możliwość ześlizgu. Tymczasem inżynier Carlo Semenza, główny projektant zapory, powołuje swoich biegłych, SADE odrzuca argumenty Mullera – tylko wierzchnia warstwa około 10 cm jest niestabilna – nikomu nic nie grozi.

1960 r. – pierwsze próby z lustrem wody na poziomie 595 m n.p.m. wypadają pomyślnie – kolejna pozytywna relacja biegłych SADE – geolog Semenza konkluduje podniesienie poziomu do 660 m n.p.m.

1960 r., 4 listopada – druga lawina 700 000 m3 powoduje powstanie 2,5 km szczeliny w kształcie litery "M" na zboczu Monte Toc, geolodzy proponują, aby ustabilizować osuwisko obniżając poziom wody

1963 r., wrzesień - po serii eksperymentów z obniżaniem wody uznano, że osuwisko ostatecznie ustabilizowano. Dodatkowe prace w postaci zastrzyków cementu i wykonanie tuneli drenażowych utwierdzają, że można powrócić do założonych w projekcie poziomów wody, czyli 710 m n.p.m. Tym samym wszystko jest gotowe do największej w historii katastrofy.

1963 r., 9 października - od tego dnia do dziś zapora Vajont będzie nazywana we Włoszech "diga del disonore", czyli haniebna zapora. Blisko 2000 osób pogrzebanych żywcem w błocie i kamieniach





Historia procesu wytoczonego decydentom wykracza poza ramy tej relacji, dość powiedzieć, że pierwszy wyrok skazywał jedynie 2 osoby - Alberico Biadene i Francesco Sensidoni (5 lat pozbawienia wolności); SADE w międzyczasie zmieniło status stając się spółką państwową (ENEL), co utrudniło dodatkowo dochodzenie; część procesów trwa do dziś, bo pojawiły się doniesienia o celowym spowodowaniu kataklizmu... Dekret premiera Gliuliano Armato w 2000 r. przewiduje wypłatę 77 miliardów lirów przez ENEL na poczet szkód ekonomicznych, środowiskowych i ofiar tragedii.

Strefa cyfr

1910 – oficjalnie potwierdzona liczba ofiar, w tym 15 robotników, którzy zginęli jeszcze w czasie budowy, szacunki mówią o 2200 osobach

Dane liczbowe osuwiska skalnego

2 km2 - powierzchnia
260 mln m3 - objętość
2 km - długość
150 m - średnia wysokość
160 m - wysokość spiętrzenia
72-90 - km/h prędkość opadania

Dane fali

250 m – wysokość max
150 m – wysokość min
50 mln m3 – ilość wody, która przelała się przez koronę zapory
80–100 km/h - prędkość przemieszczania się w dół doliny

Dane zapory Vajont

3,4 m - grubość szczytu zapory
22,1 m – grubość zapory u podstawy
264,6 m – wysokość całkowita zapory, w momencie oddania (1959 r.) była najwyższa na świecie
261,6 m – wysokość spiętrzonej wody
712 m - max wysokość lustra wody nad poziomem morza
168 mln m3 – max pojemność zbiornika Vajont
400 000 m3 – ilość materiału skalnego usuniętego w celu wykonania fundamentów
360 000 m3 – ilość betonu zużytego do wykonania konstrukcji
3 mld lirów - koszt wzniesienia zapory
22 mld lirów – szacowana kwota odszkodowań wypłacona i wypłacana po dzień dzisiejszy



Źródła: http://dentroilvajont.focus.it/index.html , http://www.vajont.net/ ,
0 Responses

Prześlij komentarz

abcs